Jax238 |
Wysłany: Sob 16:43, 08 Sty 2011 Temat postu: Upokorzona-dorota |
|
Opowiadanie o karze dla Doroty, więcej na ten temat na moim blogu upokorzona-dorota na serwerze blogspot (łatwo znaleźć):
Czasem można spotkać na ulicy przelotem dziewczynę, która natychmiast zwraca męską uwagę, której wdzięczne rysy osadzają się gdzieś na dnie ich pamięci i wracają w słodkich wspomnieniach, nieraz nawet w różnych fantazjach na poły niewinnych, na poły niegrzecznych.
Zdecydowanie taką dziewczyną była Dorota. Bieg życia zawiódł ją na ulubione studia; studia na AWF-ie. Od dzieciństwa wykazywała bowiem uzdolnienia ruchowe, była zwinna i wytrzymała. W jej ruchach nie było jednak widać tylko prostej szybkości, czy też sprawności mięśni lub tylko umiejętnego przenoszenia ciężaru ciała z nogi na nogę. To była coś więcej; każdy jej ruch był harmonijny i wdzięczny. Miało się wrażenie, jakby potrafiła siłą swojego umysłu zatrzymywać czas, by mieć chwilę na przemyślenie każdego swego ruchu. Wykazywała kocią sprężystość, ale w jej ruchach była też wrodzona duma, podniosłość i odpowiednie dostosowanie do sytuacji. Może dlatego tak bardzo stymulowała umysły mężczyzn, może dlatego jej urok był nieodparty dla większości z nich. Każdy bowiem czuł, że za tą gracją i wdziękiem stoi też dobra forma fizyczna i witalność; nie na darmo była
studentką uczelni sportowej.
Dorota była zupełnie młodziutka, niedawno bowiem przekroczyła dwudziesty rok życia. Pozostawało w niej jeszcze sporo dziecięcości. Ten aspekt osobowości był odpowiedzialny jednak za jej wady. Do wad tych z pewnością nie należał wygląd. Twarz bowiem miała przepiękną, z ślicznym, lekko zatartym noskiem, błękitnymi oczami o wnikliwym wzroku, z włosami opadającymi w drobnych splotach na czoło i obojczyk oraz z odsuniętymi od siebie lekko ząbkami, które ukazywała, ilekroć się uśmiechnęła. Uśmiechu zaś nie szczędziła, ni to mężczyznom, ni kobietom, niezależnie od tego, co o kimś myślała; czasem nawet wyraźnie wbrew temu, co o kimś sądziła. Figurę miała szczupłą i zgrabną, kończyny smukłe, a biodra wydatne. Nie można chyba było stworzyć zgrabniejszego stworzenia. Piękno jej nóg zwracało uwagę trenerów, którzy to mieli szczęście doceniać je w pełni, sędziując mecze siatkówki, czy koszykówki w których brała udział. Nie miała bowiem zwyczaju ich ukrywać za jakąkolwiek zasłoną: od butów sportowych i lekko wystających z nich białych skarpetek-stopek aż po granicę jej ulubionych czerwonych szortów (która to granica przebiegała z jakieś dwa centymetry poniżej jej pośladków) wyeksponowane były piękne, zgrabne, opalone, niebiańsko kształtne nogi. Ich powierzchnia była tak gładka, że potrafiły odbijać odblaski światła wpadającego przez duże okna sali sportowej. Gdy szła do szatni po meczu, odprowadzał ją wzrok wszystkich znajdujących się na korytarzu kolegów.
Z takim wdziękiem i wyglądem mogłaby zostać gwiazdą i niemal boginią uczelni, ale cieniem na tym kładły się jej wady. Była to bowiem dziewczyna buńczuczna, pewna siebie i nieokiełznana. Dla wielu jej zachowanie było kwitowane jako bezczelne; wielu drażniło jej nieujarzmienie i nieumiejętność dopasowania się do potrzeb innych osób. Wszelka doznawana z jej strony perfidia blakła jednak przy jej aparycji i mimo wszystko gracji, z jaką
dawała dowody swojej dzikości. Tak, można podsumować, że była dzika i dziewicza jak puszcza tropikalna, nieobliczalna jak kataklizm, a przy tym szczera do bólu. Każdy bał się takiej towarzyszki życia i dlatego z łatwością osiągała swój cel; była niezależna od innych i od niepamiętnych czasów solo.
Przypomnę tu kilka historii z jej życia i funkcjonowania na uczelni, by przybliżyć tę fascynującą postać.
Był czwartek i na AWF-ie trwały akurat zajęcia. Oprócz zajęć ruchowych, istniały oczywiście też zwykłe zajęcia kursowe na które uczęszczali i studenci i studentki (tu panowała koedukacja). Na zajęcia Dorota przychodziła normalnie, acz modnie ubrana w dłuższą brązową spódnicę w kwiatki, pantofle na niedużym obcasie oraz elegancką białą koszulę bez rękawów (był maj), która ukazywała jej również piękne, miękko zarysowane, subtelnie umięśnione ręce. Jej włosy opadały luźno na czoło, sięgając mniej więcej brwi.
Spóźniona weszła do sali zajęć i zajęła miejsce. Z tyłu ktoś cicho powiedział: „szkoda że nie później”, na co Dorota odwróciła się i wprost w oczy mu szepnęła: „mam ci dać kopa?” To było w jej tylu: jest problem - należy brutalnie się z nim rozprawić. Przez resztę zajęć już nic się nie działo wyjątkowego. Po zajęciach zaś zagadnął Dorotę Bartek.
– czy naprawdę nie da się ciebie ucywilizować?
- o czym ty mówisz? – uśmiechnęła się do niego zawadiacko Dorota
- piękna jesteś, gdy się tak uśmiechasz. Dlaczego nie chcesz mieć jakiegoś chłopaka? – zaproponował po raz kolejny, odwołując się do przeprowadzonych z nią wcześniej rozmów. Trzeba bowiem wiedzieć, że jemu Dorota się najbardziej podobała i zadurzył się w niej bez reszty, nawet jeśli przez to ryzykował bycie narażonym na jej zachowania.
- a ty znowu o tym? Kim ty w ogóle jesteś? Chcesz mnie zniewolić? Wiesz, że to niemożliwe! - odpowiedziała mu nadal przemiło
- nie chcę cię zniewalać, czy zaproszenie do kawiarni nazwiesz zniewoleniem? Dajmy na to dziś o 18.00 u Niedźwiedzia? - odparł sprytnie
- już mnie to nudzi! - syknęła i odwróciła się na pięcie w stronę drzwi, kołyszący jej chód wprawiał zaś niemal w trans zauroczonego kolegę
- to co, nie przyjdziesz? - cicho zapytał
Dorota odwróciła ku niemu już poważną twarz: „przyjdę”
Bartek siedział w kawiarni przy zamówionym stoliku i z niecierpliwością wypatrywał. Do kawiarni nikt znajomy jednak nie przychodził, a była już godzina 18.20. Stopniowo uśmiech jego pochmurniał, a umysł opanowywały smutne myśli. „Czy ona wystawiła mnie do wiatru? Przecież zawsze była słowna. Szczera i bezczelna, ale przynajmniej słowna…”
Wreszcie po pół godziny zjawiła się w kawiarni. Poznał ją po jej drobnych splotach włosów, gdy ją zobaczył, jak stała tyłem i zamykała drzwi. Ubrana była jednak - co za demonstracja - w stary wytarty sweter, wyblakłe dżinsy i jakieś czarne buty, bardziej chyba męskie niż damskie. Z triumfalnym uśmiechem usiadła przy nim i rzekła „Jestem” Bartek spochmurniał, rozumiejąc tę deklarację.
- gustowny ubiór! Nie ma co. – zaczął
- nie podoba się? - znów zademonstrowała ten swój zawadiacki uśmiech
- no tak… średnio. No dobra: nie miałaś nic gorszego? – zapytał
- ubieram się, jak chcę. Czy może zaczniemy od ustalania jak mam mówić, w co się ubierać?
- no nie... myślałem tylko... - cedził Bartek
- nie podoba się, to idę
- czekaj! - Bratek powstał - nie nie, siedź
Dorota uśmiechnęła się znów i rozsiadła wygodnie.
- to co zamawiamy coś? – spytała
- tak, na co masz ochotę?
Zamówili, podano i tak siedzieli dalej. Wybrane pozycje najwyraźniej były najdroższe na przecież nie tak obszernej karcie. Bartek wiedział: ta dziewczyna albo jest wybredna, albo robi mi na złość. Ta druga możliwość była bardziej realna.
- umiesz się pokazać facetom, naprawdę robisz wrażenie. Umiesz się podobać - zaczął Bartek
- dzięki - zaczerwieniła się lekko Dorota, nieczęsto mówiono jej komplementy, a raczej nieczęsto dopuszczała do sytuacji w której jej je prawiono.
- dlaczego robisz tak ludziom na złość? - ciągnął Bartek
- że się ubieram, jak chcę? To ma być na złość? - zapytała Dorota
- nie, chodzi tak... ogólnie... to znaczy, no wiesz... - bąkał Bartek
- widzę, że marnuję czas. Jeśliś taki pewny, to udowodnij mi, że ty potrafisz się ubrać, tak jak dziewczyna sobie życzy - odwróciła sprawę Dorota
- ależ jasne - rozpromieniał Bartek - obiecuję, że ci udowodnię!
- w takim razie jutro przychodzisz ubrany w garnitur i pod krawatem! - ta fraza wyraźnie poprawiła jej nastrój
Bartek zbladł. - nie zrobisz mi tego... wiesz, że ubieram się luźno i byłoby to tylko śmieszne. A co koledzy powiedzą?
- widzisz! Tłumaczysz się sam, że nie możesz spełnić jednej prośby! - Dorota była zła
- no... Nie wiem... No raczej nie, przepraszam - Bartek był podłamany. Wstał i poszedł po rachunek. Z tyłu jednak usłyszał głos Doroty: - ale obiecałeś mi!
Coś w nim drgnęło. Nie chciał, by takie głupstwo zepsuło ich stosunki. Wrócił się i z trudem wydobył z siebie:
- dobrze, założę…
Uśmiech Doroty mieszał się ze zdumieniem. Dlatego poszedł za ciosem i dodał:
- ale obiecaj mi, że potem ty ubierzesz się według moich zleceń!
- no... może. Czemu nie. I tak nie wierzę, że się wystroisz jak na maturze - rzekła Dorota
Bartek podszedł i z radości ucałował ją w czółko. Dorota jednak zwinnie złapała go za ucho i szepnęła prosto w twarz:
- ty, zboczeńcu, nie przystawiaj się do mnie, bo cię wykastruję!
Bartek poczuł się z lekka zażenowany odzywką Doroty, ale cicho dodał „ty się musisz zmienić...”
Następnego dnia ubaw był duży. Wpierw Patryk zapytał Bartka, czy ma jakiś pogrzeb. Wojtek wysunął tezę, że garnitur Bartka oznacza, że się ożenił. Do chóru dołączył się Piotrek:
- Bartek, ty masz po prostu problemy z koncentracją! Trzeba ci kupić syrop na regenerację umysłu!
Bartek zaś markotnie znosił uwagi, wiedząc, że nie ma żadnej rozsądnej wymówki. Wola Doroty nie mogła wyjąć na jaw, bo i tak był podejrzewany o „pantoflarstwo”. Jedynie Dorota, która przyszła znów spóźniona na zajęcia, popatrzyła na niego rozpromieniona, ale i szyderczo dumna z siebie: „ma za swoje” – myślała
Po ostatnich zajęciach Bartek schylił się do plecaka, by schować notatki. Gdy podniósł głowę, zauważył czyjeś dłonie splecione wokół swojej szyi.
- mój bohater... - usłyszał zza siebie głos Doroty.
Uśmiechnął się i na chwilę pomarzył, że ta piękna dziewczyna jest również zawsze taka miła dla niego.
- to jak mam się ubrać w poniedziałek? - spytała, gdy się odwrócił
Bartek był rozkojarzony. W sumie nie miał na myśli konkretnego stroju, a zresztą nie wierzył, że Dorota w ogóle sobie przypomni o obietnicy.
- eee... podrzucę ci ubranie pod drzwi mieszkania dziś wieczorem. Jadę na zaplanowany weekendowy wyjazd rodzinny za miasto – zaproponował
- aleś tajemniczy... kupisz mi coś? – spytała
- pożyczę od siostry – odparł
- masz siostrę? Nie wiedziałam - zdziwiła się Dorota.
- mam, ale starszą o kilka lat. Mieszka już oddzielnie z mężem.
- aaa to dobrze - uspokoiła się Dorota, pomyślała bowiem, że w takim razie nie będzie to strój zbyt śmiały.
Bartek nie miał siostry, ale chciał zaproponować Dorocie jakieś żywsze wdzianko, trochę bardziej odsłaniające jej ciało. Jednak nie znał się za bardzo na damskich ubraniach. Zagadnął więc Wojtka, ten bowiem miał rzeczywiście starszą siostrę, która odpowiadał opisowi. „Jej potrzebna porządna nauczka, a nie prezenty!” - zawyrokował Wojtek. „Pamiętasz chyba, jak kiedyś zasłoniłem jej znienacka oczy, by zgadła kto to, a ona mnie spoliczkowała? - przypomniał Bartkowi. Niemniej pojechał z nim do siebie, ale nie znaleźli żadnych odpowiednich rzeczy jego siostry, które by zostawiła u rodziców przed ślubem. Wojtek zaoferował więc pomoc przy kupowaniu - miał sporo doświadczenia: miał dwie siostry, z tym, że druga była zwariowaną nastolatką, niezbyt piękną, ale wyzywająco się ubierała. Obu przecież kupował prezenty ubraniowe według ich zaleceń, więc miał „opanowane” różnego typu ubiory kobiece. Potrafił też ocenić wymiary Doroty i odpowiednio wybrać w sklepie. Samą spódnicę wybrał Bartek; była to czarna, elegancka spódnica sięgająca do kolan, a więc odważniejsza niż ta, którą nosiła Dorota. Do niej dobrali kamizelkę na ramiączka w kolorze białym, zgrabniejszą i bardziej skąpą, niż noszona przez ich koleżankę. Z tak dobranym strojem poszli do kas i Bartek oddał swoje zaskórniaki na ten cel. „Poświęcasz się” - podsumował Wojtek - ale utrzymam to w tajemnicy, licząc na dyskrecję i z twojej strony
Wieczorem Bartek był już pod domem Doroty i szybko pobiegł, by położyć reklamówkę z ubraniem pod drzwiami mieszkania. Zadzwonił i szybko uciekł.
Dorota stała i nie wierzyła własnym oczom. „Jak to, co ten gówniarz sobie myśli! Starsza siostra, akurat!” - szeptała do siebie, oglądając wyjęte z torebki ciuchy. Były bowiem bardzo skromne: krótka dżinsowa spódniczka mini, krótka biała kamizelka (na tyle krótka, że odsłaniałaby kilka centymetrów brzuszka), modne czarne stylizowane sportowe buty z białymi paskami oraz białe stopki. „Czy ja jestem jakąś cizią? - Dorota była wściekła. „Choć z drugiej strony obiecałam mu, a nie lubię być niesłowna... Co za absurd!... Ale w końcu to tylko jeden dzień... Nie, nie! Nigdy!” - biła się z myślami.
W poniedziałek Bartek był wcześniej na zajęciach. Czekał z niecierpliwością na Dorotę. Zajęcia w tym dniu zaczynały się po zajęciach sportowych, więc były później, bo dopiero od 16.00. Ćwiczenia zaczęły się bez niej. „Na pewno przyjdzie! W końcu zawsze się spóźnia, a prowadzący są tak od jej widoku uzależnieni, że tolerują u niej to, co tępią u
innych” - myślał sobie. Jednak tym razem spóźnienie przeciągało się i objęło całą półtoragodzinną lekcję. „Stchórzyła? Przecież nie kazałem jej nosić jakichś wyzywających ubrań...” - pomyślał spłoszony.
Po przerwie siadł i zaczął pisać do niej liścik z przeprosinami, by zanieść po lekcjach pod jej drzwi. Nagle do sali weszła Ona. Piękna jak zawsze, z uśmiechem, który zniewala i zapada w pamięci chłopaków na zawsze. Szła eleganckim krokiem i z kocią zwinnością przysiadła na swoje miejsce. Miała na sobie... długą brązową spódnicę i koszulę z długim rękawem, ubrania jak najbardziej codzienne! Czyli cała obietnica była nic nie warta! Nie patrzyła w jego stronę. Zajęła się zajęciami. Po lekcji chciał ją złapać, ale uciekła w stronę toalet. Następne zajęcia były w ocenie Bartka jeszcze cięższe od poprzednich, kładł się cieniem na nich duch niepokorności dziewczyny. Pisał właśnie zdanie w swych notatkach na temat pierwszej pomocy medycznej, gdy usłyszał w sali lekki pomruk zachwytu. Oto jego oczom ukazała się w drzwiach spóźniona Dorota. Jej ubranie było już zmienione, jednak nie odpowiadało temu, które jej kupił: stopy jej tkwiły w czarnych sportowych butach, z białych skarpetek wystawały długie, piękne i słynne w szkole opalone nogi, których gładkość mogła służyć za wzornik. Biodra jej opięte były w seksowną minispódniczkę z jasnego dżinsu, okoloną złotym, damskim paskiem. Nad spódniczką widać było wyraźnie płaski, zgrabny brzuszek, a w pępuszku połyskiwała srebrna metalowa aplikacja w kształcie kielicha kwiatu. Ponad brzuszkiem opinała jej ciało obcisła biała kamizelka, dzięki czemu można było docenić jej może nieolbrzymie, ale bardzo kształtne piersi. Kamizelka była na cienkich ramiączkach, tak więc widać też było jej całe ręce, szyję i ramiona - także piękne, jak przystało na właścicielkę takich nóg. Na twarzy jaśniał nieśmiały uśmiech. Prowadzący coś zaczął komentować pod nosem, ale jeden uśmiech puszczony w jego stronę sprawił, że opadł on z podziwem na krzesło. Sala szemrała, z tyłu dało się usłyszeć ciche gwizdy pełne zachwytu. Z przyrodzonym wdziękiem usiadła, a jej spódniczka odsłoniła kilka kolejnych podniecających centymetrów ud. Do końca lekcji udawała bardzo uważną, z początku nie zwracała uwagi na zaczepki, ale potem zaczęła okazywać więcej zniecierpliwienia.
Lekcja upłynęła na darmo, gdyż nikt nie uważał na to, co prowadzący mówił. Prowadzący też potem nie mógł sobie przypomnieć o czym właściwie prawił... Najważniejsze, że zajęcia się skończyły i wszyscy zaczęli wychodzić. Kilku chłopaków na głos komentowało jej ubiór, jeden nawet zauważył: „nie wiedziałem, że lubisz piercing!” Istotnie, nie było okazji się wcześniej dowiedzieć, że zafundowała sobie przekłucie pępka.
W końcu i ona wstała i podążyła w grupie innych dziewczyn na korytarz. Jeden ze studentów wyższego roku odważył się nawet podejść do niej blisko. Jego ręka prześlizgnęła się po jej pośladku, na co ona natychmiast kopnęła go w kostkę. Chłopak kucnął z bólu, ale zapalczywość na twarzy Doroty przestraszyła go, więc szybko się oddalił. Bartek podszedł do swej „muzy”
- skąd wzięłaś to ubranie? - zapytał nadal zdumiony, tym bardziej, że teraz z bliska mógł obejrzeć Dorotę. Ta uśmiechnęła się do niego drwiąco i rzuciła:
- od pewnego śmiałego nieznajomego, przy tym chyba człowieka trochę zboczonego... A teraz cię przepraszam, idę zdjąć z siebie te łachy. Żegnam, zobaczymy się jutro.
- ale zaraz - oponował Bartek - to jest ode mnie?, wolne żarty! Sama chyba to skądś wytrzasnęłaś.
To dolało oliwy do ognia: Dorota obrażona do cna, że Bartek nie jest nawet w stanie się przyznać, że to był jego pomysł, z furią wymierzyła mu policzek.
- zjeżdżaj stąd! - głos jej był tak władczy, że Bartek do głębi wzburzony, zdziwiony i zbity z tropu wziął plecak i wyszedł z budynku. Była już bowiem godzina po dziewiętnastej i uczelnia się wyludniła. Dorota cofnęła się do klasy po swoją torbę z rzeczami. W klasie pozostał tylko Wojtek. On jedyny był w pełni zadowolony z biegu wydarzeń. Wczoraj wykazał się sprytem. Zaraz po zakupach ubraniowych z Bartkiem pognał do domu i „wypożyczył” wdzianko swojej młodszej siostry. Zakradł się do domu, gdzie mieszkała Dorota i czekał do wieczora. Gdy Bartek położył torebkę z ubraniem pod drzwiami mieszkania i uciekł, Wojtek wybiegł zza rogu klatki schodowej i wymienił torebkę na inną, którą miał ze sobą. Tamtą zabrał i uciekł również niezauważony przez Bartka... Dorota po chwili otworzyła drzwi, wzięła torebkę i zniknęła w mieszkaniu. W ten sposób udało mu się osiągnąć cel: zobaczył Dorotę wystrojoną jak dziwkę i teraz napawał się jej widokiem popijając z rozkoszą kawę z automatu. Dorota weszła do sali i spojrzała gniewnie na niego.
- no co, zajęcia skończone, szkoła pusta! Jesteś kolejnym, który by chciał mnie obmacywać!? - krzyknęła do niego. Ten zaś spokojnie patrzył na nią i upajał jej pięknem.
- obmacywać to zawsze z chęcią - rzekł nieostrożnie. Ledwo to wypowiedział, a już na jego głowę poleciała jej torebka, którą się zamachnęła. Zrobiła to jednak na tyle szybko i niedbale, że nie dość, że niewiele chłopak oberwał, ale kawa trzymana w jego rękach wylała jej się na kamizelkę. Odskoczyła lekko oparzona i jeszcze bardziej wściekła.
- co ty narobiłeś!! - krzyknęła na Wojtka. Podziw dla jej piękna szybko zmieszał się u niego ze złością.
- to ty zrobiłaś, suko! - wymsknęło mu się
- za to policzymy się, jak się przebiorę! - odkrzyknęła mu na to i zabrała torbę. Wyszła szybko do toalety. Wojtek patrzył jeszcze na jej zgrabne łydki, gdy odchodziła. Dorota weszła do umywalni, zdjęła z siebie kamizelkę i poplamiony biustonosz i energicznie wytarła swoje piersi, kontrolując czynność w lustrze. W tym momencie ktoś zapukał. Odskoczyła do pobliskiej toalety.
- jeszcze przychodzisz się pogapić, durniu!? - krzyknęła zza zamkniętych drzwi. Ten ktoś wyszedł szybko z umywalni. Dorota wyszła z toalety i przerażona odkryła, że zniknęła jej torba z ubraniem oraz także kamizelka z biustonoszem. „Wojtek?!” - zapytała już trochę przerażona. „Oddaj mi mój biustonosz!” - wołała, ale nikt nie odpowiadał.
Po pięciu minutach ciszy w końcu nieśmiało wyszła z toalety. Zasłaniając ręką piersi podążyła do sali, gdzie poprzednio był Wojtek. Wojtek stanął na równe nogi, widząc Dorotę roznegliżowaną. Jego wzrok podążył ku zasłoniętym piersiom.
- ty mi ukradłeś ubranie?- zapytała już bardzo poważnym głosem.
- no, niee, jakto? Kto ci ukradł ubranie? – zająknął
- nie ty? - spytała już bardzo nieśmiało - czyli ktoś tu jeszcze jest. Ale ja go już tu urządzę! - nabrała szybko otuchy
- tto jja.... - jąkał - może pójdę poszukam
To mówiąc wyszedł z sali i zniknął w korytarzach. Dorota usiadła, zdjęła ręce z piersi, oparła głowę na ugiętych kolanach, a włosy opadły na jej uda. Miała na sobie już tylko buty i spódniczkę, zresztą bardzo kusą i wyzywającą.
Nagle usłyszała odgłos biegania na dole za oknem. Wyjrzała i zobaczyła, jak Wojtek goni jakiegoś chłopaka, który uciekał z torbą Doroty w ręku. Wybiegli poza ogrodzenie uczelni i zniknęli na ulicy. „Teraz to nie wiadomo, kiedy wróci…” - przemknęła jej myśl. Dłuższa chwila jeszcze minęła i zrobiło się po dziewiątej. Już był mrok, więc postanowiła wyjść ostrożnie przed budynek. Drzwi po drodze już były pozamykane do pokoi wykładowców, więc znikąd nie mogła zdobyć sobie czegoś do ubrania. Na dole siedział w portierni dozorca, zresztą podstarzały facet i kobieciarz. Znała go z różnych uszczypliwych lub zboczonych tekstów rzucanych nieraz w swoim kierunku. Ostatnią rzeczą, jakiej chciała, było spotkanie z nim. Na szczęście dało się wyjść z budynku, unikając jego wzroku. Dorota więc wyślizgnęła się na dwór. Pustka tam królowała i ani śladu Wojtka na ulicy. Zauważyła jeszcze kilku mężczyzn, którzy wyszli zza rogu i idąc patrzyli na nią z uwagą. Natychmiast zorientowała się, że celem ich obserwacji są jej obnażone piersi. Zakryła je znów ręką i uciekła do gmachu. Prześlizgnęła się obok portiera, który oglądał telewizję i wróciła do sali, gdzie odbywały się zajęcia. Stanęła jak wryta.
Na pierwszym krześle z brzegu siedział jakiś student, jakby czekając na nią. Był raczej dość wysoki i umięśniony, jak przystało na sportowca.
- kim ty.. jesteś? - Dorota przeczuwała, że może mieć coś wspólnego z całą sytuacją. W końcu jakby na nią czekał...
- a jak mnie kopnęłaś w kostkę, to mnie nie zapamiętałaś? - odparł groźnie
Dorocie zaczęło serce mocno bić. „No to teraz mi da!”
Chłopak wstał, a jego postura wydała jej się Dorocie jeszcze większa: „Złapał mnie za pośladek, co znaczy, że go podnieciłam, teraz zaś, gdy jestem półnaga, to nic go nie powstrzyma - to myśląc zwinnych ruchem wybiegła z sali i uciekła w stronę toalet. Nie udał jej się jednak plan zamknięcia się w nich, bo o dziwo były zamknięte już na klucz. „O spryciarz, zamknął”- pomyślała i się odwróciła. Chłopak biegł w jej kierunku. Rzuciła się do ucieczki z krzykiem, ale każde kolejne pokoje korytarza były zamknięte. Toalety były położone na przeciwległej stronie niż klatka schodowa, więc korytarz kończył się ślepym zaułkiem. Gdy to zrozumiała, było już za późno. „No to jestem stracona” - pomyślała. Podbiegła do ściany i przytuliła się do niej plecami, spoglądając na nadchodzącego intruza.
- już stoisz poza zasięgiem ostatniej kamery! - krzyknął tamten - a portier i tak jest zajęty telewizją.
- czego chcesz ode mnie? - spytała odważnie
- abyś spełniła kilka moich poleceń - zabrzmiała odpowiedź
- a jak nie? - nadal hardo grała
- to ja nie wiem.... - tu wyciągnął pokaźny scyzoryk - może ci zafunduję akupunkturę... a może piercing piersi....
Dorota wystraszona, ale nadal dumna odpowiedziała: „słucham poleceń!
- zdejmij tę rękę z piersi, i tak nic ci nie pomoże! - zaordynował chłopak
Dorota posłusznie, ale już bez trwogi odsłoniła swoje kształtne piersi.
- mmm, ładne baloniki… teraz pójdziesz spokojnie ze mną do sali, w której byliśmy. Nie wzbudzisz podejrzeń portiera - żadnych gwałtownych ruchów!
Poszli razem z powrotem tą samą drogą. Starszy kolega od razu złapał ją za pośladek i trzymał rękę pod jej spódniczką całą drogę. Dorota tym razem mu na to bez problemu pozwoliła. Gdy byli już na miejscu, chłopak zamknął drzwi na klucz, który najwyraźniej ukradł portierowi.
- zdejmij spódniczkę i majtki! - kolejny rozkaz był możliwy do przewidzenia
Dorota była przygotowana i powoli rozpięła pasek i zsunęła spódniczkę. Ta opadła bezszelestnie. Spojrzała swemu napastnikowi w oczy i z nadal dumną miną zsunęła swoje białe majteczki do ziemi. Na światło dzienne ukazało się jej łono z ładnie przystrzyżonym prostokącikiem włosków. Stała teraz już tylko w butach i patrzyła się badawczo w twarz chłopakowi.
- teraz pewnie chcesz mnie zaliczyć? - spytała hardo
- nie tak szybko, nie śpiesz się! Mam lepszy pomysł - podszedł do niej, popatrzył jej w słodkie oczy, delikatnie pocałował ją w usta, po czym ni stąd ni zowąd silnie przyłożył pięścią w twarz, tak, że straciła przytomność na moment.
Moment ten trwał chyba nieskończoność. Gdy wróciła jej świadomość, uświadomiła sobie, że siedzi zamknięta w jakiejś drewnianej szafie, czy skrzynce. Mogła się wyprostować, więc chyba była to szafa. Było zupełnie ciemno, a jej walenie pięścią i krzyki nic nie dawały. Dotknęła swego policzka - bolało, ale nie tak bardzo. Raczej siniaka dużego nie było. Dlaczego więc tak łatwo zemdlała? Po paru minutach (a może godzinach?) usiadła na dnie szafy, wsparła się plecami o ścianę, głowę swą oparła w dłoniach i zapłakała. Smutek, złość i strach - te uczucia królowały, ale najbardziej strach. W końcu jednak usnęła.
Obudziły ją gwary w otoczeniu jej „klatki”. Jacyś ludzie rozmawiali ze sobą. Dorota nasłuchiwała, ale w końcu, gdy głosy ucichły, postanowiła walczyć o wolność. Zapukała cicho. Gdy to nic nie pomogło zapukała głośniej. W końcu drzwi szafy się otworzyły i ujrzała w nich Wojtka. Był szalenie zdziwiony, szepnął tylko „więc tu jesteś”. Dorota, mimo bólu mięśni, wstała i wyszła z szafy. Jej oczom ukazała się cała sala studentów jej grupy! Właśnie trwały zajęcia. Szafa zaś była zwykłym meblem w wyposażeniu sali dydaktycznej, dotąd przez nią niedostrzeganym. Uświadomiła sobie swoją nagość - cała grupa zaś łącznie z prowadzącym wpatrywała się bezwiednie w sam środek jej nagiego łona. Natychmiast rumieniec wstydu oblał jej twarz. Przez chwilę nie wiedziała, co robić: uciekać, kryć rękoma swoje obnażone piersi oraz łono, czy może wracać do szafy. W jednej chwili jednak zdobyła się na ostatni pokaz dumy i z elegancją (mimo bólu) przemaszerowała przez klasę niczym modelka na wybiegu, jedynie z tą różnicą, że żadnego ubioru nie promowała. Otworzyła drzwi... a za nimi stał jej oprawca. Jęknęła, a w myślach zaczęło jej buzować: w końcu on jeden znał prawdę, mógł ją łatwo wyjawić. Nie robiła więc niczego gwałtownego. Postanowiła z nim porozmawiać, wyznać, że nie chowa wobec niego urazy, że sobie zasłużyła na to wszystko.
- ja, bo ja nie mam nic do ciebie.... – bełkotała
Chłopak jednak chwycił ją pod ramię i szybkim krokiem zaprowadził w stronę sali gimnastycznej. Nie wiedząc, czego on chce, nie stawiała oporu. Za nimi podążyli wszyscy, którzy przebywali właśnie na korytarzach oraz w sali zajęć. Dotarli do sali gimnastycznej. Grający tam studenci też się zbliżyli zaciekawieni. Wielu z nich miało uśmiech satysfakcji na twarzy. Zaprowadził ją do kozła od ćwiczeń, przełożył przez ramię i położył brzuchem na koźle tak, że nogi jej zwisały z jednej, a ręce i głowa z drugiej strony. Dorota nic już nie mówiła. Najgorsze upokorzenie było właśnie przed nią. Po chwili usłyszała świst czegoś w powietrzu a na jej zgrabne pośladki spadł ciężki pasek. Ból przeszył jej ciało. Po pierwszym uderzeniu przyszło kolejne, i kolejne... Lekko unosząc głowę mogła obserwować dziesiątki gapiów, którzy albo zdumieni stali jak wryci, albo radośnie zaczęli bić brawo oprawcy. Uderzeń paska na tyłeczek, ale też nogi i plecy, było parędziesiąt. Cały jej tył był teraz zaczerwieniony. Jednak najbardziej czerwona była twarz - ze wstydu. Po skończonej karze zdjęto ją z kozła. Oprawca miał już w ręku jej ubranie. Wyciągnęła po nie rękę, ale tamten się cofnął.
- za lekcję trzeba podziękować – odrzekł
Dorota skinęła głową, spojrzała nieśmiało mu w oczy i głośno powiedziała „dziękuję Ci!” |
|